wtorek, 6 października 2015

Rozdział 7

- Maks, czy możesz stąd wyjść? Ja chcę spać debilu.
Kiedy tylko Dawid razem z Wrzoskiem odjechali, oświadczyłam wszystkim, że idę spać. Nikt nie miał nic przeciwko. Tak mi się wydawało. Niestety po pięciu minutach bycia sama w pokoju, wpadł Grążel.
- Mało czasu z tobą spędzam na osobności - zauważył. - Dlatego dzisiaj zrobimy sobie dzień pod tytułem ,,Jeżeli to nic ważnego to sobie idź''! - wykrzyczał. Był tak zadowolony z swojego pomysłu, jakby słowa, które wypowiedział były najwspanialsze.
- Dokładnie - zgodziłam się z mottem dzisiejszego dnia. Maks na moje potwierdzenie, ucieszył się jeszcze bardzie. - Więc jeżeli to nic ważnego, to możesz już sobie iść - uśmiechnęłam się sztucznie. Mina chłopaka zrzedła. Patrzył na mnie groźnie, co mnie nawet bawiło.
- Kiedyś obije ci twarz - wymamrotał, udając obrażonego. Albo serio się obraził. Nie jestem do końca pewna. Z nim nigdy nic nie wiadomo.
- Dziewczyn się nie bije!
- Ciebie mogę - wyszczerzył się.
- Nie?
- Tak? Mam pozwolenie! - spojrzał na mnie zwycięsko. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale chyba nie załapał, że chce wiedzieć o co mu chodzi.
- Jakie pozwolenie?
Położyłam się na brzuchu, a głowę odkręciłam w stronę Maksa siedzącego na moim biurku. Porozwalał trochę, kiedy się tam sadowił, ale no już trudno. Co ja poradzę?
- Wtedy co pojechałaś do Poznania, czy gdzieś tam, zamiast z nami nad jezioro, zapytałem Kingę, czy mogę cie kopnąć jak wrócisz - wytłumaczył. - I się zgodziła! - dodał szybko z promiennym uśmiechem.
Maks zaczął się rozglądać za czymś po całym pokoju. Przymknęłam oczy z nadzieją, że uda mi się zapaś w głęboki sen albo chociaż, żeby mój ukochany przyjaciel sobie stąd poszedł. W pomieszczeniu panowała cisza, której wierzyłam, że zostałam sama. Nauczyłam się w życiu już, że nic nie trwa wiecznie. I tak było tym nieszczęsnym razem.
- No, no, no - zagwizdał Grążel. Otworzyłam powieki i spojrzałam na niego z ciekawością. Teraz siedział na podłodze oparty o szafę. Na jego udach spoczywał mój biały laptop. Szczerzył się w ekran urządzenia, co w jakimś stopniu było chore. Chętnie bym zobaczyła co takiego tam znalazł, ale nie mam siły by wstać.
- Co? - wymamrotałam, patrząc na niego leniwie.
Uniósł wzrok znad laptopa i posłał mi łobuzerskie spojrzenie. Patrzyłam tępo na jego twarz, która się z czegoś cieszyła. Czy u niego zawsze trzeba prosić się o wyjaśnienia!?
- No co? - powtórzyłam zirytowana.
- Lecisz na niego, czy na jego sławę? - zapytał, robiąc poważną minę.
- Co? - po raz trzeci proszę państwa!
- Po co ci zdjęcie Kwiatkowskiego? - zniesmaczył się, a jednocześnie tryskał radością. Przypomina mi Kingę, podczas rozmowy o jakimś chłopaku. Ona też się tak podnieca.
O mamo, która dałaś mnie na świat - dlaczego!? Zapomniałam o tym całkowicie. No przecież musiałam pobrać to głupie zdjęcie. Czemu ja to do jasnej cholery zrobiłam! Super! Brakuje mi tylko nierealnych domysłów Maksa. Po prostu pięknie.
- To chodźmy - wstałam szybko z łóżka. - Obejrzymy jakiś fajny film - zabrałam mu laptopa i odstawiłam na biurko - Ty możesz wybrać, a ja zajmę się jedzeniem.
- Smerfy! - wydarł się i wybiegł z pokoju. Sekundę później wrócił. Zgarnął mojego białego laptopa, szepcząc coś pod nosem. Z tego co zrozumiałam, to Maks chce go podłączyć do telewizora, bo niestety nie mamy na płycie bajki, którą chce obejrzeć.
Przynajmniej odwróciłam jego uwagę od zdjęcia. Sukces!

Dawid POV:

- Kto to był?
Patrzyłem na Wrzoska mrużąc oczy. Nienawidzę, gdy tak szybko zmienia temat. Ledwo kończy zdanie, a już zaczyna mówić o czymś innym.
Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, a wtedy Wrzosek na mnie spojrzał.
- To powiesz, czy będziesz się tak głupio patrzył?
- Ale co? - zapytałem. - Znaczy kto?
Westchnął i znowu utkwił wzrok na drodze przed nami.
- No te dwie dziewczyny. Kinga i ta druga. - wyjaśnił.
- Aaaa.. - tym oto ''sposobem'' dałem mu znać, że już rozumiem. - Było tak od razu.
- No więc kto to? Masz pewność, że ich intencje są czyste?
Niestety Wrzosek bardzo mnie kontroluje. Tak samo Igor. Wnerwia mnie to, ale jednocześnie rozumiem, że to dla mojego dobra. Nie raz przejechałem się na takich znajomościach, a wszystko przez to, że jestem sławny.
- One wprowadziły się do domu na przeciwko nas - zacząłem opowiadać. - Z Mariką poznałem się na mojej imprezie. Przyszła wkurwiona w środku nocy, a z nią było dwóch gliniarzy. Chciała zakończyć imprezę, ale w końcu nazywam się Dawid Kwiatkowski - wyszczerzyłem się dumnie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - rzucił mi przelotne spojrzenie, a potem ruszył, bo zaświeciło się zielone światło.
- Ojj autograf i te sprawy - machnąłem ręką, a Wrzosek się roześmiał,
- To musiała być nie źle zdenerwowana - skomentował.
- Zapytała, czy głośno krzyczałem, kiedy Kuba wsadzał mi kutasa w dupę - zaśmiałem się na to wspomnienie.
- Ale ci pojechała.
Przytaknąłem, a Wrzosek pokręcił głową. Na jego twarzy cały czas widniał szeroki uśmiech. Zastanawiam się, czy nie boli go od tego buzia.
- Tak w ogóle to ona wydaje się być wredna - odparł robiąc dziwną minę. - Kinga jest fajniejsza. Podeszła, przywitała się, rzuciła suchy żart. No.. i ładna.
- Wrzosiu... - spojrzałem na niego ze znaczącą miną. - Czyżby Kinga wpadła ci w oko?
- Nie zmieniaj tematu ogrze! - szturchnął mnie w ramie, a potem jego ręka znalazła się na poprzednim miejscu.
- Ogrze? - zaśmiałem się. Wrzosek wzruszył ramionami. Dzisiaj ma naprawdę dobry humor. Cały czas się śmieje. Jak nie on. Zazwyczaj jest bardziej poważny.
Wyjąłem telefon z kieszeni i zrobiłem nam zdjęcie. Wstawiłem je na Instagrama, pisząc, że jesteśmy już w drodze. Staram się informować swoich fanów o wszystkim na bieżąco.
- A co z teledyskiem do Afraid? Gadałeś z Janją?- zapytał Wrzosek.
- Gadałem.
- I co? Zgodziła się?
- Cieszyła się jak dziecko - zaśmiałem się. - Tylko wiesz.. za tydzień mamy już nagrywać, a od poniedziałku mam kilka dni wolnego, więc chciałem znowu pojechać gdzieś z przyjaciółmi. Zastanawiam się, czy Janja chciałaby pojechać z nami. Byśmy już tam zaczęli coś kminić nad układem do teledysku.
- Prawdopodobnie będzie na dzisiejszym koncercie, więc z nią to uzgadniaj.

~*~

Kiedy tylko koncert się zakończył pobiegłem do garderoby, żeby ogarnąć się przed spotkaniem z fankami. Raczej nikt nie lubi zapachu potu, prawda?
Ściągnąłem czarną zwykłą koszulkę i wzrokiem odnalazłem drugą taką samą tylko koloru fioletowego. Kiedy przeciągałem ją przez głowę, do moich uszu dobiegł głos Janji.
- Dawid! - krzyknęła zirytowana. Nałożyłem poprawnie koszulkę i spojrzałem pytająco na kobietę. Chyba coś ją zdenerwowało.
- Co?
- Mówi się słucham - mruknęła.
- To super - wzruszyłem ramionami. Podszedłem do stolika, żeby napić się wody. Czując mocne uderzenie w ramię, odwróciłem się szybko. - Czemu ty mnie bijesz! - fuknąłem.
- Jak chodzisz? - oparła ręce po obu stronach bioder. Patrzyłam na mnie dziwnym wzrokiem i czekała niecierpliwie na to co powiem.
- Normalnie?
- Tyle razy ci to mówiłam!
- Ale co! Jasnowidzem nie jestem!
Sięgnąłem po wodę i tym razem udało mi się napić. Janja cały czas patrzyła na mnie zdenerwowana, jakby miał jej majtki na głowie.
- No powiedz mi, czego ty ode mnie chcesz? - westchnąłem bezradnie. Oparłem się tyłkiem o stolik, cały czas ilustrując twarz przyjaciółki.
- Nie garb się - odparła krótko.
 No było tak od razu - zaśmiałem się. - Przecież próbowałaś miliony razy. Byś sobie w końcu odpuściła. Wiesz jak to mówią.. złość piękności szkodzi - cmoknąłem ją w policzek i wyminąłem. Kiedy wychodziłem z garderoby poczułem coś twardego, jak uderza o moje plecy. Nie trudno się domyślić, że to Janja postanowiła pokazać swoje humorki. Zaśmiałem się cicho pod nosem, kiedy szedłem przez wąski korytarz.
- No wreszcie! - wrzasną Igor, biegną w moją stronę. - Rozumiem, że masz swoja strefę czasową, czy coś tam, ale wiesz, że twoje doniczki są groźne. Chodź!
Złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć, aż za kulisy sceny. Potem coś bredził, ale olałem to przez co był zły. Z szerokim uśmiechem wszedłem na scenę. Pięć dziewczyn czekało na mnie z zapłakanymi buziami, a jednocześnie z taką wielką energią.
- Co tam misie? - zapytałem, zeskakując ze sceny, żeby móc stanąć bliżej nich.
Kiedyś czułem się dziwnie, kiedy dziewczyny płakały albo piszczały na mój widok, teraz do tego przywykłem. To miłe uczucie. Dzięki temu wiem, że jednak jestem doceniany.
Okrążyły mnie i zaczęły mocno mnie przytulać. Zaśmiałem się, starając objąć całą piątkę na raz, ale jakoś nie bardzo mi to wyszło.
- Mamy dziesięć minut, nie płaczcie - poprosiłem.
Ten czas miną nam w cudownej atmosferze. Zrobiliśmy zdjęcia, rozdałem autografy, otrzymałem prezenty i trochę się pośmialiśmy. Kiedy zawitała do nas Janja znowu rozległ się pisk. Wszyscy zginali się ze śmiechu kiedy dziewczyny żartowały sobie z Wrzoska. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy.
Pożegnaliśmy się z piątką dziewczyn, a potem pobiegliśmy pozbierać nasze rzeczy. W ekstremalnie szybkim tempie pobiegłem do samochodu w obawie, że mogą gdzieś jeszcze kręcić się fanki.

~*~

Odetchnąłem z ulgą, kiedy Janja zgodziła się pojechać ze mną i resztą Aloha Team'u nad jezioro. Dzisiaj już wracamy do Warszawy. Musimy jeszcze zajechać do Janji, żeby mogła zabrać jakieś rzeczy ze sobą na wyjazd.
Wrzosek i Janja siedzieli na przednich siedzeniach, a ja sam na tyłach się rozłożyłem. Na wyprostowanych nogach położyłem sobie laptopa i oparłem się o drzwi. Muszę odpisywać na wiadomości od fanek.

(nie będę podawała żadnych nazwisk)

Od: Weronika *********
Nadal nie mogę w to uwierzyć! Moje marzenie wreszcie się spełniło! Bardzo dziękuję za koncert! Nigdy nie zapomnę wczorajszego dnia. Najlepsze wspomnie! ♥ Dziękuję Kocham Cie!♥♥♥

Załączone były jeszcze zdjęcia, na którym jestem ja z tą brunetką oraz to gdzie jest Janja i robią głupie miny. Znalazło się nawet kilka zdjęć, które zrobiła mi podczas koncertu. Chciałbym mieć możliwość poznania wszystkich fanów. 
Odpisałem na dziesiątki kolejnych wiadomości. Potem wszedłem na aska i zacząłem przebierać pytania. Kiedy mój telefon zaczął wibrować i zaczęła lecieć z niego muzyka, po omacku odszukałem go w kieszeni moich dresów. Nie patrząc na to kto dzwoni, odebrałem.
- Co tam?
- Jest sprawa - poddenerwowany ton głosu Jake'a nie wróżył raczej nic dobrego. Oderwałem wzrok od laptopa, przenosząc go na swoje skarpetki.
- Coś się stało? - zapytałem niepewnie.
- Nie wiem, czy coś z jutrzejszego wyjazdu wyjdzie.
- Co? Ale dlaczego? - zmarszczyłem czoło, patrząc pusto na moje stopy. - To nie jedziemy? Nie rozumiem.
- Marika wyszła rano z jakimś chłopakiem. Potem on zadzwonił do nas, że są w szpitalu, bo Marika zasłabła. W tym momencie ma badania. Lekarz mówił, że jeszcze dziś może wyjść, jeżeli znajdą powód jej zasłabnięcia. - wytłumaczył.
Nie wiedziałem co odpowiedniego powinienem powiedzieć, dlatego uznałem, że lepiej będzie milczeć.
- Jesteś tam? 
- No - wymamrotałem. - My będziemy za jakieś trzy godziny. 
- My?
- Ja i Janja. Cześć.
Rozłączyłem się, zanim Jake zdążył jeszcze cokolwiek powiedzieć. Popatrzyłem na ekran mojego telefon i położyłem go obok siebie.
- Co jest? - zapytał Wrzosek.
- Nic - pokiwałem głową. Nie chcę, żeby coś wiedzieli o dzisiejszym zdarzeniu. Będą odradzać wyjazd, a przecież tak jak Jake powiedział - Marika jeszcze dzisiaj wyjdzie ze szpitala. Czyli to nic poważnego?
- Napewno? - Jajnja odkręciła głowę w moją stronę i posłała mi zatroskane spojrzenie,
- Jest okej.

Marika POV:

Przez całą drogę byłam obrzucana pytaniami. Siedząc w salonie również nie dawali mi spokoju. To co powiedział lekarz moim przyjaciołom, wywołało oburzenie z ich strony. Tłumaczyłam im, że to wszystko stało się z braku czasu, ale nie uwierzyli. Sama sobie nie uwierzyłam.Wszyscy siedzimy całymi dniami w domu, jak nie u nas to u nich. Czasem gdzieś wyjdziemy, ale za każdym razem kończymy w jakiś kawiarence. Myślałam, że jak nie zjem cholernego śniadania to nic się nie stanie! Nie przewidziałam tego, że skończę w szpitalu, a lekarz powie, że ważę trochę za mało. No, ale spójrzmy na to z drugiej strony. Co on powiedział? Trochę za mało. Nigdzie nie padło słowo ,,niedowaga''.
- Idę do siebie - oznajmiłam, wstając z kanapy w salonie. Czułam na sobie wzroki wszystkich tutaj zgromadzony. Na siłę starali znaleźć coś niepokojącego w mojej osobie. Nie wiem dlaczego, ani po co. Nie chcę wiedzieć.
- Poczekaj - Kinga złapała mnie za nadgarstek. Pociągnęła w dół, tak, że prawie wylądowałam na jej kolanach. - To naprawdę był przypadek? Odżywiasz się normalnie?
- Dlaczego jest wam tak trudno w to uwierzyć! - wyrwałam rękę z uścisku przyjaciółki. Wstałam ponownie z kanapy i zdenerwowana poszłam w stronę schodów. Wbiegłam na górę, z chęcią zamknięcia się w pokoju. Słyszałam jak Filip woła moje imię, a później najprawdopodobniej pobiegł za mną. Pośpiesznie przekręciłam kluczyk w drzwiach, w momencie, kiedy Filip nacisnął na klamkę.
- Proszę, zostaw mnie - wyszeptałam, łamiącym się głosem. Ja po prostu już nie wytrzymywałam tych ich wszystkich spojrzeć i pytań. To moja sprawa, co robię ze swoim życiem. Innych nie powinno to obchodzić.
Oni się o ciebie martwią.
Pokręciłam głową, jakby to miało pomóc mi w wyrzuceniu tych słów z mojego umysłu. Dłonią dotknęłam drewnianej powłoki drzwi. Przymknęłam oczy, a po chwili przywarłam do nich czołem. Nabierałam powietrze, a później je wydychałam. To bardzo mi pomagało się uspokoić.
- Marika, otwórz, to jest niepokojące.
Filip. On nadal tam stoi.
Zignorowałam jego kolejne prośby i wszelkie starania. Położyłam się na łóżku. Patrzyłam na biały sufit. Wyobrażałam sobie na nim mnóstwo kolorowych rzeczy. Słaby uśmiech uformował się na moich ustach. Moje powieki zaczęły opadać.

,,Przepychałam się przez wielki tłum ludzi. Starałam się odnaleźć jakąś znajomą twarz. To było trudne. Wszyscy byli tacy sami. Tylko ja wyróżniałam się wśród tych ludzi. Kaptury na głowach, jeansy i ciemne okulary na nosie, mimo że było ciemno. To nie było łatwe zadanie. Czułam się jak w jakimś kiepskim filmie. Upadłam kolanami na ziemię, a wokół mnie powstał mur, który składał się z szyderczych śmiechów i obelg. Całe moje ciało zaczęło puchnąć. Patrzyłam przerażona, jak się zmieniam. Głosy odbijały się echem w mojej głowie.
- Jesteś gruba i brzydka!
Z tłumu wydostał się jakiś chłopak. Kaptur czarnej bluzy opadał mu na okulary. Jego sylwetka szybko się przemieszczała. Stanął obok mnie i uśmiechnął się jakby moje cierpienie sprawiało mu przyjemność.
- Nie masz nawet prawa, by myśleć o sobie dobrze! Jesteś nic nie wartą pomyłką życia!
Te słowa nie powinny mieć dla mnie najmniejszego znaczenia. Jednak czułam, że on ma rację. To sprawiało, że każda cząstka mnie bolała jeszcze bardziej.
Spójrz na świat z moich oczu, będziesz chciał je zamknąć."

Otworzyłam niespokojnie oczy. Mój oddech był przyśpieszony. Serce biło mi szybciej niż powinno, jakbym się bała. Spojrzałam na drzwi do, których ktoś się dobijał, jednak nie miałam zamiaru wstać, by je otworzyć. Chcę być sama. Chociaż ten jeden raz.
Odkręciłam się twarzą do ściany i tak przeleżałam kilka kolejnych godzin. Co jakiś czas ktoś pukał do drzwi, ale bez żadnego skutku, bo byłam nie ugięta. Za oknem było już ciemno. Prawdopodobnie jest po godzinie dwudziestej pierwszej albo jeszcze później. Przymykałam leniwie oczy, żeby móc odpłynąć w głęboki sen, kiedy nagle mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Wsunęłam rękę pod poduszkę, bo to właśnie tam zawsze zostawiam na noc telefon. Jasne światło oślepiało mnie aż do momentu, w którym przywykłam.

Od: Filip
Dobranoc

Uśmiechnęłam się mimowolnie na myśl o niebieskookim chłopaku. Jest kochanym przyjacielem. Martwi się o mnie i choć znamy się nie całe trzy tygodnie, to mam wrażenie jakby to było o wiele dłużej. Jest również przystojny, czego tylko głupi nie zauważy.
Nie wiem ile czasu spędziłam na gapieniu się w sufit i rozmyślaniu o Filipie. Po raz setny dzisiejszego dnia usłyszałam stukanie. Kiedy spojrzałam na drzwi, zdałam sobie sprawę, że one nie są źródłem hałasu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozglądałam po całym pokoju. Zatrzymałam wzrok na oknie. Ktoś rzuca kamieniami w moje okno!
Z lekkim strachem wstałam z łóżka. Podeszłam do zasłony i lekko się zza niej wychyliłam. Nie miałam pojęcia kogo mam się spodziewać tam na dole. To może być każdy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak wielka była moja ulga, kiedy rozpoznałam osobę stojącą na podwórku,
Szybko otworzyłam okno i opierając się rękami o zewnętrzny parapet, lekko się wychyliłam.
- Co ty tu robisz! - krzyknęłam szeptem. Nie chcę budzić Kingi.. o ile w ogóle śpi.
- Wyjdź przed dom.
- Po co?
- Po prostu wyjdź! - uniósł głos. - Czekam.
Odwrócił się i opuścił naszą posesję. Zdążyłam, aby zobaczyć jak siada na krawężniku, a potem wybiegłam z pokoju. Starałam się wydostać z domu nie robiąc hałasu, jednak u mnie to chyba niemożliwe. Jednego buta założyłam na stopę, a drugiego trzymając w ręce, wyszłam z domu. Furtka była otwarta na rozcież, także po prostu stanęłam na chodniku. Usiadłam na krawężniku obok Kwiatkowskiego. Kiedy tylko na mnie spojrzał, zaśmiał się.
- Aż tak ci się do mnie śpieszyło? - skomentował, widząc moją fioletową skarpetkę. Prychnęłam i założyłam wreszcie tego buta.
- Czego chcesz? - to nie miało zabrzmieć aż tak chamsko, ale trudno. On wiele razy był dla mnie niemiły.
Wzruszył ramionami, patrząc na drogę.
- Aha. Nie, to super. Czy ty wiesz, która jest godzina? - zapytałam kpiąco. Kto by nie był zły na osobę, która bez powodu wyciąga cie na dwór w nocy?
- Jakoś po drugiej.
- Co? - moje oczy się rozszerzyły. Nie podejrzewałam, że jest tak późno! - Przecież za kilka godzin jedziemy! Przez ciebie się nie wyśpię! - walnęłam go łokciem w bok. Zaśmiał się, udając, że miejsce, w które ode mnie dostał boli go.
Skrzyżowałam ręce pod piersiami i zaczęłam je pocierać. Nie sądziłam, że w wakacje może być zimno. Nawet w nocy. Zazwyczaj jest ciepło.
- Chodź.
Dawid wstał z krawężnika i czekał na mnie, więc szybko zrobiłam to co on. Skinął głową, abym za nim poszła. Stanęliśmy przed jego samochodem zaparkowanym po drugiej stronie ulicy, a potem wedle rozkazu Kwiatkowskiego, wsiedliśmy do niego.
- Jedziemy gdzieś? - zapytałam, a w odpowiedzi pokiwał mi głową. - Gdzie? - zadałam kolejne pytanie, kiedy on zaczął jechać.
- Chcę ci coś pokazać.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego z zaskoczeniem. Ciekawe co takiego ma zamiar mi pokazać. Ostatnim razem wywiózł mnie gdzieś poza Warszawę. Gorzej już chyba być nie może, prawda?

~*~

- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
Przez jakieś piętnaście minut jechaliśmy przez las. Wokół było ciemno i strasznie. Czułam się jak w jakimś horrorze. Teraz stoimy na jakiejś górce, na której znajduje się wielkie drzewo i drewniana ławka z widokiem na oświetlone budynki oraz ulice. Coś pięknego.
- Lubię to miejsce - wyznał, siadając na trawie. Usiadłam obok niego, tyle że na ławce. - Słyszysz to?
W pierwszej chwili wystraszyłam się, ale chwilę później uświadomiłam sobie, że jego głos jest zbyt łagodny, aby obwieszczał coś groźnego.
Próbowałam wychwycić jakikolwiek dźwięk, lecz nic poza naszymi oddechami i cichego szelestu liści na drzewie, nie byłam w stanie usłyszeć.
- Ale co?
- Super sprawa, prawda? - uśmiechnął się i rzucił mi szybie spojrzenie, po czym w dalszym ciągu podziwiał miasto nocą.
Zastanawiałam się, czy chodzi mu właśnie o tą ciszę, czy może o coś innego. Nadal nie wiem, czemu tu jesteśmy, ale nie chcę być wścibska. Albo nie chcę znać odpowiedzi. Nie wiem.
- Nazywam to swoim miejscem odkąd mieszkam w Warszawie - rzekł. - Kocham sławę. Kocham to, że mogę sprawić, aby inni byli szczęśliwi.
- Ale...?
Ze słabym uśmiechem odwrócił twarz w moją stronę. Jego oczy były smutne. Z takim wyrazem twarzy, nie wygląda jak chłopak, który jakieś pół godziny temu rzucał kamieniami w okno mojego pokoju. Czyżbym poznawała inną stronę Dawida?
Westchnął, spuszczając wzrok ziemię.
- Ciężko znaleźć szczerą i zaufaną osobę - dokończył.
- A co z Aloha Team'em?
- Nie chodzi mi o przyjaźń. Chociaż z tym też muszę być ostrożny.
Teraz rozumiem. On mówi o dziewczynie. Boi się, że obdarzy uczuciem niewłaściwą osobę. Zaczynam mu współczuć. To okropne, że ludzie mogą go lubić za to, że nazywa się Dawid Kwiatkowski, a nie za to jakim jest człowiekiem. Najgorsze jest zostać wykorzystanym przez kogoś kogo uważaliśmy za bliską osobę. Nie życzę tego nikomu. Nawet jemu. Między nami bywało różnie, ale widzę, że zaczyna traktować mnie inaczej. Może potrzebował czasu, aby chociaż trochę zobaczyć jaka jestem? Nie, to niemożliwe. Względem Kingi od samego początku był miły. Tu chodzi o mnie. Co ze mną jest nie tak?
- A Dagmara? - zapytałam ostrożnie.
Dawid przewrócił oczami i położył się na ziemi, zaplatając sobie ręce pod głową.
- Leci na moją kasę, nie na mnie - odparł obojętnie.
Gubię się w tym wszystkim. Jego życie jest takie skomplikowane. Albo nie? Może, gdybym spojrzała na wszystko z jego perspektywy, to wydawałoby się inne?
- Więc czemu z nią jesteś? - nienawidzę mojej ciekawości!
- Nie jestem. Nie gadajmy o tym. - i w ten sposób zakończyliśmy ten temat. - A co z tobą?
- Co masz na myśli? - popatrzyłam na niego dziwnie.
- Słyszałem, że się z kimś spotykasz - wyjaśnił.
- Ahh.. Filip. To tylko przyjaciel.
Pokiwał głową, mówiąc mi tym samy, że rozumie. Zadygotałam, czując zimno i wstałam z ławki. Dawid posłał mi pytające spojrzenie, ale nie raczył nic powiedzieć.
- Wracamy? Zimno jest. - jęknęłam.
- Nie - zaprzeczył. Uniósł się na łokciu, a drugą ręką złapał moją dłoń i pociągną mnie w swoją stronę. Wylądowałam tyłkiem na jego udach. Szybko zsunęłam się na ziemię obok niego.
- Debil - skomentowałam jego czyn.
- Pokraka.
- Lamus.
- Frajerka.
- Ciota.
- Fajnie - pokazał mi język, po czym się zaśmiał.
- Fajnie.
- Zimno ci? - zapytał, na co tylko kiwnęłam głową. - Powinienem się zachować jak w tych wszystkich filmach i dać ci bluzę? - wzruszyłam ramionami. - Skoro tak ładnie prosisz - zaśmiał się. Zaczął ściągać swoją rozpinaną bluzę, a po chwili zarzucił mi ją na ramiona. Włożyłam ręce w rękawy i od razu zrobiło mi się cieplej.
- Dzięki - posłałam mu nieśmiały uśmiech.
- Korzystając z takiej pięknej nocy, zróbmy to co zawsze chciałem zrobić z dziewczyną - powiedział entuzjastycznie. Nie wiem, czy chciał, aby to tak zabrzmiało, ale wywoła u mnie tym głośny śmiech.
- Co takiego? Czyżby ukryte marzenie? 
- Chodź - pociągnął mnie w swoje ramiona. Położyliśmy się na trawie, a kiedy przytulił mnie lekko do siebie, speszyłam się trochę. Patrzyłam w gwieździste niebo, bojąc się spojrzeć na jego wyraz twarzy.
- To jest twoje marzenie? - zapytałam, zdezorientowana. - Leżenie i patrzenie w niebo?
- Inna dziewczyna cieszyłaby się z takiego obrotu sprawy - zauważył.
- Nie narzekam - rzuciłam szybko. Za szybko. - Ale to nie w twoim stylu. 
- Uważasz mnie za aroganckiego chłopczyka, który myśli, że jak jest sławny i ma kasę, to może wszystko?
Zamilkłam. Po części miał rację.

Od Autorki:
Troszkę musieliście czekać na rozdział, jednak myślę, że było warto. Chciałabym poznać również Wasze zdanie ;) Staram się, aby rozdziały miały satysfakcjonującą długość oraz wiem, że lepiej się czyta dłuższe rozdziały - pisaliście mi to, kiedy jeszcze prowadziłam poprzednie blogi.
Wiem, że spora część Was, była zniecierpliwiona czekaniem tyle czasu. Na przyszłość prosiłabym o nie naciskanie. Zauważcie, że też mam szkołę, naukę i przeróżne obowiązki. To nie jest tak, że jedyne co powinno mnie interesować to blog. Otóż nie. Jest wiele dużo bardziej ważniejszych rzeczy niż blog. Pisanie to takie jakby hobby (jeżeli mogę to tak nazwać), które cały czas rozwijam. Wczoraj na asku kilka osób udowodniło mi iż doskonale mnie rozumieją. Bardzo Wam za to dziękuję ♥
A teraz, żeby już nie przedłużać! xD Podsumowując:
Nie naciskamy, jeżeli rozdziału nie przez mniej więcej niż dwa tygodnie (oczywiście możecie pytać, kiedy się pojawi itd) - jeżeli nie będzie rozdział przez dłuższy czas to spokojnie na mnie najeżdżajcie, dam radę xD
I to tyle co chciałam Wam w tej notce powiedzieć..
Do następnego!
Ps. W tym rozdziale jest dokładnie 3445 słów! :D
Lots of love, Ola.

12 komentarzy:

Theme by hanchesteria